Definitywnie idę przez życie z piętnem bycia "psują". Jeżeli tylko można daną rzecz zepsuć - na pewno przydarzy się to właśnie mnie. W przeciągu ostatniego ćwierćwiecza popsułam bardzo dużo rzeczy. Jako pierwszą w kolejności należałoby wymienić moją grzywkę. Pierwszy raz popsułam ją w wieku lat 5 własnoręcznie, podczas zabawy nożyczkami. Przez kilka tygodni byłam pośmiewiskiem całego przedszkola, bo grzywkę trzeba było przyciąć przy samej skórze. Za drugim razem nożyczki trzymała koleżanka ucząca się na fryzjerkę, ale to ja drgnęłam gwałtownie zmieniając kierunek biegu nożyczek.
Jednak włosy to pół biedy.Odrastają. Z bardziej widowiskowych katastrof - połamałam zlew, dwa razy wybiłam szybę w drzwiach do pokoju, zwaliłam karnisz zasuwając zasłonkę. Nigdy nie miałam szczęścia do rowerów. Kiedyś pożyczyłam na wycieczkę rower brata - funka nówka. Wróciłam w całości, ale rower miał scentrowane koło. Innym razem rower przeżył, ale ja przeleciałam przez kierownicę i wylądowałam w rowie. Już dwa razy popsułam aparat, a ostatnio połamałam kartę pamięci podczas wkładania jej do aparatu...
Pobitych szklanek i talerzy nawet nie liczę.
Jak już kiedyś wspominałam moje lalki z dzieciństwa też nie miały szczęścia. Moja jedyna Barbie została zniszczona pierwszego dnia, gdy ją nieopatrznie zostawiłam w przejściu, a podrabiany Ken dostał po jakimś czasie częściowej dekapitacji. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko tyle, że żadnej lalki nie skrzywdziłam świadomie (pomijając zabiegi fryzjersko-kosmetyczne).
Obecnie wszystkie moje lalki mają się świetnie, czasem nawet lepiej niż kiedy do mnie przybyły. Trzymam je daleko od nożyczek i obchodzę się z nimi delikatnie.
W sumie nie ma w tym nic dziwnego, bo absolutną wyłączność na wszystkie katastrofy ma Mattel. Nie ma lalki, której by jakoś nie skrzywdził. Wady bywają małe i duże, ale zawsze jakaś się trafi. A to przebarwienie, a to dwie lewe nogi, odciśnięta gumka, zepsuta fryzura, pozszywane na lalce ubrania, nierówne włosy, krzywe makijaże... Nie będę już dalej wymieniać, bo przecież wy to wszystko znacie z autopsji.
Lalka, którą chcę wam dzisiaj przedstawić ma problemy natury włosowej. Na głowie miała sklejony kask, a grzywka śmiesznie odstaje. O ile włosy jako całość udało się jako tako ogarnąć, o tyle nie wiem czy będę w stanie jakoś ją poprawić.
Nina - bo takie imię dostała lalka trafiła do mnie dzięki Marshalce. Kochana bardzo Ci dziękuję :*
Zamierzam uzbierać całą serię, ale tak się jakoś złożyło, że lalki trafiają do mnie w kolejności odwrotnej do stopnia chciejstwa;) Mimo to Nina przekonała mnie do siebie. Jest w niej jakaś taka przewrotność, która sprawia, że mimo iż nie podobają mi się poszczególne elementy to całość ze sobą współgra.
Na koniec jeszcze wspólne zdjęcie moich 2 Stardollek. Lalki mają ten sam mold, a różnią się baaaardzo.
Mój aparat znowu zaczyna mieć problemy z ostrością... mam nadzieję, że mu przejdzie :(
Haha :) Oj psujo Ty! Ja też ciągle coś psuję. Ostatnio poszły słuchawki do kompa i kran w wannie ;)
OdpowiedzUsuńLalki są przepiękne. Ta dzisiejsza zwłaszcza. Strasznie mnie ta grzywka podnieca.
Mam do Ciebie małą prośbę- czy mogłabyś zrobić któregoś dnia porównanie ciałek Stardoll z jakąś standardową Baśka? Najchętniej na golasa?
Ja z kolei nie dbam o rzeczy. To znaczy nie swiadomie - to, co u innych latami jest uzywane i nadal wyglada jak nowe u mnie po krotkim czasie wyglada, jak znalezione na smietniku...
OdpowiedzUsuńPopieram Lunarh i tez ladnie prosze o porownanie cialek:-)
No bez żartów?! Ten sam mold?! w życiu bym się nie domyśliła?!
OdpowiedzUsuńA'propos Twojego pecha... na giełdzie minerałów lub gdziekolwiek indziej kup sobie kryształ górski zwykły lub różowy, najlepiej kup sobie wisiorek z tego kamienia i noś. Niby teoretycznie to jakiś zabobon, ale jednak ... no wiesz...
Nie powiem, że pech mnie omija szerokim łukiem, ale dzięki Bogu jakoś tez nie odwiedza mnie zbyt często- a może tylko ja jestem zbyt wielką optymistką, żeby go zauważać. W każdym razie: za koty i psy modlę się i proszę, by chronił je święty Franciszek, w podróży proszę pomoc św. Krzysztofa, zawsze proszę o pomoc mojego anioła Stróża i moje patronki. Przyznaję, że lubię też niektóre minerały, które nam Bóg dał by nas cieszyły i pomagały...
może religijnie zabrzmiało- ale kryształ górski polecam- ładny i sympatyczny kamyk
Hello from Spain: I like the Stardoll. I have no doll that collection. I like her outfit. I read that when you were small cut into your dolls hair. I also did the same. The dolls had a short life in my hands. Today I take care of dolls like jewels ... I see you too. Keep in touch
OdpowiedzUsuńHa quedado preciosa, me encanta. Acabo de conocerte y me ha gustado mucho tu blog, te invito al mio para que lo visites cuando quieras. Besos desde España!!
OdpowiedzUsuńStardolle uwielbiam ze względu na ciuchy. Chyba najbardziej podoba mi się Fallen- ale z innym moldem, tej za to chętnie podkradłabym ciuchy.
OdpowiedzUsuńJa też sporo psuję - głównie siebie - a to się drapnę po gębie, a to obleję wrzątkiem... Nikt nie jest doskonały :) Faktycznie całkiem różne te lalki,ale ładne obie.
OdpowiedzUsuńRobisz niesamowicie ładne zdjęcia, to pierwsze jest po prostu genialne! Podzielam Twoje zamiłowanie do Stardolls, kupiłam całą kolekcję, nawet te które mnie nie interesowały (Murzynka i różowa blondynka), bo głupio było nie mieć tylko ich. Moja ulubiona lalka z serii to platynowa blondynka, ta czarnowłosa jest na trzecim miejscu po brunetce z czerwonymi pasemkami). Jestem ciekawa które Ty lubisz najbardziej!
OdpowiedzUsuńciekawa z grzywką - ale to ta delikatniejsza makijażowo
OdpowiedzUsuńjuż skradła me serducho - gdybyś chciała kiedyś się z
Nią rozstawać - ustawiam się pierwsza w kolejce :)))